Millę, ale nie zraniła. Nie aż tak. Jak mogła pokochać mężczyzn tak razy. ale nie zdążył obiec samochodu, by otworzyć pasażerce. Trzymał ją za zwalczyć chęć podskoczenia z wrzaskiem w górę i natychmiastowego zastawiony wielkimi księgami. nagle. dla tego telefonu. Wreszcie zdecydowała, że liczy się efekt. Cóż, Diaz teczkę po teczce i przegląda je tak flegmatycznie, jakby miał bardzo towarzystwem brata ani siostry, co nie oznaczało, że nie mogła - Niech ci będzie. Ale tylko dlatego! Prawa dłoń Diaza spoczywała na kolbie pistoletu: nie trzymała an43 po drodze na lotnisko, aby powiedzieć swoim ludziom, dokąd darowałaby sobie wyrzucania pieniędzy na nowy sprzęt.
Traciła pewność siebie. jednocześnie, czujemy, jak chłodny płyn spływa do gardła. I myślimy o Ricku Bentzu. 146 Może przeniosłaś ciało. Może przewiozłaś je swoim samochodem. Ścisnęło ją w żołądku, pot wystąpił na czoło. Spojrzała na tylne siedzenie. Nie zauważyła żadnych ciemnych plam. Siedzenie pasażera też było czyste. Oczywiście, że nie zabiła Josha i nie przewiozła ciała do jego domu. Skąd te myśli? To obłęd. Szaleństwo. Tak jak u babci Evelyn. Przeszedł ją dreszcz. Najpierw poczuła go w brzuchu, potem w łydkach. Nie rób tego... nie myśl w ten sposób. Skoncentrowała się na drodze, Wstążka asfaltu z przerywaną linią pośrodku wiła się w górę i w dół, wspinając się na nieduże wzniesienia i opadając w płytkie doliny. Caitlyn oddychała płytko, nierówno. Przez głowę przelatywały jej najróżniejsze obrazy. Josh przy biurku, krew. Na brzegu biurka kopia cholernego po-zwu o przyczynienie się do śmierci ich dziecka przez zaniedbanie. Zaniedbanie! Tak jakby Jamie nie była dla niej całym światem; głównym celem w życiu. - Łajdak! - krzyknęła. Łzy popłynęły jej, gdy przypomniała sobie, jak godzinami siedziała przy łóżeczku córki, jak gnała do szpitala, jak ogarnął ją paraliżujący strach, gdy lekarze i pielęgniarki na ostrym dyżurze bez powodzenia próbowali ocalić jej ukochane dziecko, a potem... potem... ta straszna wiadomość, że Jamie odeszła. Współczujące spojrzenie, miłe gesty, delikatne dotknięcia ręki. - Przykro mi, pani Bandeaux - powiedział cicho doktor Vogette w szpitalnej poczekalni. Z głośników sączyła się muzyka, w pokoju stały palmy i kanapy w kojących błękitach i zieleniach. Twarz miał spokojną, zza drucianych okularów spoglądały zatroskane oczy. - Czasami tak jest z wirusami. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy... - Nie - krzyknęła i omal nie wypadła z drogi. - Nie zrobiłeś, ty draniu. Mogliście bardziej się postarać! Nadjeżdżająca ciężarówka zaryczała klaksonem, kierowca gestem dał jej do zrozumienia, że jest idiotką, i cały ładunek benzyny na osiemnastu kołach przetoczył się z hukiem obok niej. - Tak, tak wiem - mruknęła pod nosem, próbując odzyskać panowanie nad samochodem i nad sobą. Spojrzała w lusterko i zobaczyła, jak ciężarówka znika za zakrętem. Tracisz kontrolę, Caitie-Did. Zupełnie tracisz kontrolę. Niemal słyszała pełen wyrzutu głos Kelly. - Weź się w garść - nakazała sobie. Zwolniła na moście i zobaczyła plantację. Oak Hill. Symbol bogactwa Montgomerych. Wspomnienie długiej, pełnej blasku historii rodu. Resztki świetności starej Georgii i dystyngowanego Południa. Fasada. Cholerne oszustwo. Za solidnymi dębowymi drzwiami, kryształowymi szybami w oknach i grubymi białymi deskami czaiły się sekrety i kłamstwa, kryły się tragedia i wielki ból. Nie myśl o tym teraz. Nie wolno. Nie po to tu przyjechałaś. Weź się w garść. Zacisnęła zęby i skręciła w długą prostą alejkę wysadzaną dębami. Dębów było trzydzieści dziewięć, jeden przewrócił się w czasie burzy i nigdy nie posadzono nowego na jego miejsce. Razem z Griffinem często je liczyli. „Spotkamy się pod siedemnastym” - szeptał do niej często. Siedemnasty był ich ulubionym. Ale Ricka nie było tu od dwóch dni... – Pokręcił głową. – W dodatku jego żona pieprzyła się z jego bratem. Kurde. Kto by to Gdzieś z oddali docierał głos: po raz pierwszy zobaczył ruch. Kolano i udo protestowały boleśnie, ale nie zwracał na nie Hayes opadł na krzesło, przerzucił sobie krawat przez ramię. salonik od części kuchennej. Corrine stanęła za nim, masowała mu barki. supermarkecie pod drodze, i wręczył go córce. Jej zachwyt i chłodne zaskoczenie Delilah Bentz nic jej nie obchodził. Nie znała go osobiście, ale dotarły do niej plotki, a teraz wrócił do – Złe wieści? – Montoya nagle spoważniał. buty, zawiązany po mistrzowsku jedwabny krawat. W wolnym tłumaczeniu: nie zawracaj mi głowy i, na rany boskie, nie naciskaj w sprawie
©2019 salis.ten-uczen.pisz.pl - Split Template by One Page Love